Zalety: Idylla. Własnoręcznie uratowana sowa hukająca wieczorem nad stawem. Świetliki spływające ze skarpy jak leśne duszki. Cmokające w błocie żaby. Czaple śpiące na drzewach i buczące od pszczół lipy. Prawdziwa, głęboka ciemność i widoczna droga mleczna. Cisza, jakiej nie słyszałam od lat.
Królewskie śniadania. Świetne trasy rowerowe. Magiczna altanka, w której o dziwo jest najlepsze wifi. Niezwykle czysty teren, i tak zwyczajnie, po ludzku, i ekologicznie - rosną grążele i nenufary, na pomost przylatuje zimorodek - probierze stanu wód i brzegów. Pierwszy raz widziałam tak nieskażoną przyrodę w takiej bliskości dużego ośrodka.
Wady: Pokój standard klaustrofobiczny, dwoje niewielkich ludzi jak my obijało się o meble, mimo że jest ich jak na lekarstwo - nie ma gdzie pochować rzeczy. Warto brać od pokoju deluxe wzwyż. Ale nawet w nim nie ma lodóweczki, co, jak przypuszczam, ma skłaniać do jadania wyłącznie w restauracji. Więc nawet psiej puszki nie ma gdzie schować, nie mówiąc o czymś na przekąskę.
Kosze na odpady higieniczne w łazienkach nie mają przykrywki. Dla kobiety to krępujące. Tam nie wyrzuca się śliczności, a po kilku w dniach leżenia w upale mogą dawać znać o sobie. Człowiek poluje na panie sprzątające, żeby pozbyć się bomby biologicznej. Nawet nie wyobrażam sobie, co się dzieje z pieluchami. Sprzątania pokojów w trakcie pobytu nie ma.